wtorek, 31 sierpnia 2010

Rozumienie ze słuchu

Bardzo się cieszę, gdy mogę napisać artykuł w odpowiedzi na maile bądź komentarze czytelników. Tak również zrobię teraz – otrzymałem bowiem następującego maila:

Witam.
Mam prośbę - czy możesz napisać coś o najskuteczniejszych sposobach nauki rozumienia ze słuchu ?
Na przykład po ilu godzinach nauki twoje rozumienie ze słuchu jest na podobnym poziomie co rozumienie tekstu czytanego.

Wykształcenie podobnego poziomu rozumienia tekstu i mowy jest niesłychanie trudnym zadaniem. Tak się właśnie zastanawiam nad moim rozumieniem języka polskiego i dochodzę do wniosku, że np. znacznie bardziej wolę czytać o filozofii niż słuchać wykładu, w którym pojawiają się stwierdzenia mi obce. Jest to może trochę skrajny przykład, bo trudno powiedzieć, że nie rozumiem polskiej mowy, jednak pismo zawsze będzie miało tą przewagę, że możesz je czytać z taką prędkością jaka tobie pasuje, a nie jego autorowi, zawsze można też wrócić do akapitu, który był mniej zrozumiały.

Ale wróćmy do języków obcych. Nie wiem, czy w którymkolwiek z języków czuję się równie swobodnie jeśli chodzi o czytanie i słuchanie. Nawet w rosyjskim, czy angielskim, w których naprawdę bardzo rzadko zdarza mi się zaglądać do słownika gdy czytam, wciąż zdarzają się sytuacje gdy muszę się mocno zastanowić co dany człowiek właśnie powiedział. Z reguły ma to miejsce gdy mówi z akcentem, do którego absolutnie nie jestem przyzwyczajony – gdy pierwszy raz w życiu rozmawiałem z Irlandczykiem moje rozumienie miało zupełnie inny wymiar niż podczas słuchania wiadomości na CNN nawet jeśli tempo prezenterów telewizyjnych było znacznie szybsze. Zresztą nic w tym dziwnego. Nie raz zastanawiałem się ilu ludzi spoza Szamotuł, biegle władających językiem polskim, zrozumiałoby zdanie typu „Pa to tej” (oznaczającego mniej więcej „Spójrz na to” :)).

Wniosek z tego taki, że najważniejsze do rozumienia ze słuchu jest nic innego jak właśnie osłuchanie się. Najlepiej rozmawiać na żywo z użytkownikiem danego języka, ale można też zastąpić to oglądając chociażby obcą telewizję (ulubione seriale, filmy – najlepiej bez napisów), słuchając radia, muzyki w danym języku, audiobooków itp. (żeby utrzymywać kontakt z językiem tak często jak to możliwe polecam m.in. kupienie sobie przenośnego odtwarzacza mp3, dzięki któremu można słuchać materiału audio gdy jest się w drodze – można na niego nagrywać te same audycje i puszczać parę razy dla lepszego zrozumienia) – im tego więcej tym szybciej i lepiej zrozumiesz mowę obcokrajowców. Ale nawet wtedy zdarzą się sytuacje, w których będziesz musiał niejako „przyzwyczajać się” do dialektu używanego przez twojego rozmówcę, ewentualnych wad wymowy, używania przez niego specyficznego slangu itp. To wszystko to tylko i wyłącznie kwestia doświadczenia, niczego innego. Tu nie ma niestety żadnych trików, tudzież wspaniałych metod, które z dnia na dzień sprawią, że zaczniesz lepiej rozumieć język mówiony.

A co do godzin nauki – trudno mi powiedzieć ile czasu to zajmuje, jako że nie traktuję oglądania filmu w obcym języku jako standardowych „godzin nauki” tylko po prostu rozrywkę, oglądanie wiadomości na CNN tak samo jak tych na TVN24, słuchanie radia Svoboda tak samo jak Trójki. Wydaje mi się, że rozumienie ze słuchu opanowuje się w trakcie takiego zupełnie autonomicznego procesu mającego niewiele wspólnego z tradycyjnym siedzeniem nad zeszytem i regułami gramatycznymi. Niektórzy może się z tym nie zgodzą i mają na ten temat jakieś inne przemyślenia – jeśli tak to zapraszam do komentowania.


Podobne posty:
Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?
Przewodnik po Anki
Nie masz siły - zrób coś małego
Gry komputerowe i nauka języków obcych
Blog językowy AJATT - ciekawa metoda nauki

piątek, 27 sierpnia 2010

Jak się nauczyć cyrylicy w 2 dni?

Wiele razy w moim życiu namawiałem ludzi do tego, aby zaczęli się uczyć języka rosyjskiego. Dlaczego? Bo ze wszystkich języków z jakimi dotychczas miałem jakikolwiek kontakt wydał on mi się najłatwiejszy. Ma znacznie więcej źródeł do nauki niż ukraiński czy białoruski, oraz jest bardziej regularny niż czeski. Jednak większość ludzi odpowiadała stwierdzeniem, że owszem może byłby prosty gdyby nie ten dziwny alfabet. Cyrylicą nie są jednak taka trudna. Jak się jej nauczyć?

Nie taki diabeł straszny jak go malują. Po pierwsze, jest na świecie wiele innych, znacznie trudniejszych alfabetów, które zdecydowanie różnią się od tego, którego my używamy. Tymczasem w cyrylicy niektóre znaki znamy już na starcie – są to A, K, M, O oraz T (jeśli chodzi oczywiście o wersję drukowaną). Pozostałe wyglądają natomiast dokładnie tak samo jak niektóre litery łacińskie, ale są oddają zupełnie inne dźwięki: B to „w”, E to „je”, Ё to „jo, H to „n”, P to „r”, C to „s”, Y to „u”, X to „ch”. Bardzo łatwo też przyswoić, że Б to „b” – w końcu są podobne, czyż nie? Jeśli znamy przynajmniej podstawy alfabetu greckiego, chociażby z zajęć fizyki, to kolejne litery nie są dla nas niczym dziwnym – Г to „g”, Д (podobne trochę do greckiej delty) to „d”, З to „z”, Л to „ł” (w dużym uproszczeniu – wymowa litery „л” to zupełnie inna kwesta i wymaga trochę treningu), П to „p”, Ф to „f”. Pozostaje jeszcze tylko kilka znaków, które wydają się być całkiem nieznane: Ж to „ż”, И to „i”, Й to „j”, Ц to „c”, Ч to „cz” (zmiękczone jednak, przynajmniej w języku rosyjskim), Ш to „sz”, Щ to „szcz” (znów zmiękczone), ы to „y”, Э to „e”, Ю to „ju”, Я to „ja”. Istnieją jeszcze dwa znaki, które same w sobie dźwięków nie oznaczają: znak twardy (Ъ) i znak miękki (Ь) – ten pierwszy prawie nic nie zmienia, drugi natomiast zmiękcza spółgłoski jakie przed nim występują. I to wszystko – nie takie trudne, prawda? Oczywiście nie jest to wyczerpujący wykład na temat cyrylicy – nie wspomniałem tu o znakach jakie istnieją w języku ukraińskim, białoruskim czy serbskim. Istnieją też bardziej szczegółowe objaśnienia na temat tego jak czytać cyrylicę, ale w początkowym stadium nie to jest najważniejsze.

Najważniejsze jest to, jak się należy do tego alfabetu zabrać, żeby opanować go w praktyce? Oczywiście można zacząć pisać listę liter z ich polskimi odpowiednikami, ale to nie będzie ani przyjemne ani skuteczne. Można wstukać je w taki sam sposób w Anki, ale wtedy nie oczekuj, że opanujesz go szybciej niż w pół roku. Nowy alfabet trzeba zacząć stosować od samego początku w praktyce – napisz na początek swoje imię i nazwisko, tak jak ja: Кароль Ципровски. Gwarantuję ci, że litery z których się składają, nie wypadną już z twojej głowy. Następnie zacznij pisać imiona członków swojej rodziny, przyjaciół itp., spróbuj nawet pisać po polsku, ale innym alfabetem. Powoli litery zaczną się stawać tobie znajome. Im więcej będziesz pisał, tym lepiej. Ta mała rzecz powoduje naprawdę ogromny skok, jeśli już weźmiesz się porządnie za język obcy używający innego systemu pisania. Wtedy do opanowania zostaną już tylko litery w ogóle nie występujące w polskim i pewne reguły wymowy, które siłą rzeczy dla każdego języka są inne. To już jest na pewno trudniejsze i wymaga lat treningu. Ale nauczenie się podstaw obcego alfabetu to kwestia kilku dni – ja potrafiłem cyrylicą pisać całkiem płynnie po zaledwie dwóch dniach.

Artykuł ten napisałem po kilku dniach przerwy z racji natłoku obowiązków jaki ostatnio mam. Postaram się pisać znowu w regularnych odstępach czaseu we wrześniu, kiedy moja sytuacja się już nieco "ustabilizuje". Jeśli chcesz być na bieżąco, subskrybuj kanał RSS, który powiadomi cię o wszelkich nowościach.

Podobne posty:
Przewodnik po Anki
Rewelacyjny program do nauki słówek - Anki
Jak efektywnie uczyć się słówek?

wtorek, 24 sierpnia 2010

Przewodnik po Anki

Jako, że kilka dni temu napisałem recenzję programu Anki, dziś nadszedł czas na omówienie pewnych szczegółów dotyczących jego użytkowania. Niewątpliwie pomocny okaże się w tym wypadku komentarz peterlina, autora strony http://www.peterlin.jzn.pl/ oraz http://peterlin.wordpress.com/, na których można znaleźć interesujące fakty dotyczące naprawdę wielu języków takich jak perski, lezgiński, rozmaite języki kaukaskie, afrykańskie - warto tym stronom poświęcić trochę czasu. Ale do rzeczy: peterlin zamieścił w komentarzu parę pytań, na które postaram się odpowiedzieć.

Jak Twoja nauka wygląda w praktyce?
Staram się używać Anki codziennie i z reguły udaje mi się to zrobić, ale nie narzucam sobie jakiejś żelaznej reguły, że dzień bez Anki to dzień stracony. Traktuję to jako pewną formę quizu, którego rozwiązywanie faktycznie sprawia mi radość.
Na początek zawsze staram się dla danego języka utworzyć dwie listy: 
ze słownictwem pasywnym - gdzie karty są zapisane w języku, którego się uczę, a odpowiadam po polsku
ze słownictwem aktywnym - sutuacja odwrotna.
Oczywiście można wszystkie karty przerzucić do jednego worka i np. tłumaczyć tylko z polskiego na obcy, ale to mi nie do końca. Przede wszystkim nie widzę sensu tłumaczeń słów w stylu "wydrążyć", czy "włók" (nota bene, wie ktoś co to jest po polsku?) na język obcy, bo używam ich ekstremalnie rzadko w codziennej komunikacji. Te więc bardziej użyteczne umieszczam w obydwu listach, a te mniej jedynie w liście pasywnej (skąd czasem przechodzą do aktywnej).
Sposób oceniania mam następujący:
Łatwa - tylko w wypadku gdy podam odpowiedź szybko, bezbłędnie i jest na tyle długo, że następna przerwa wynosi nie mniej niż 6 miesięcy
Dobra - jak wyżej, ale gdy najdłuższa możliwa przerwa jest krótsza niż 6 miesięcy (z tymi 6 miesiącami to po prostu taki mój system - nie musiz się z nim zgadzać)
Trudna - gdy się trochę zastanawiałem nad odpowiedzią, ale mimo to udzieliłem poprawnej
Znowu - przy popełnieniu każdego, nawet najmniejszego błędu
Gdy karty pojawiają się po raz drugi (po kliknięciu opcji "Znowu") na każdą udzielam odpowiedzi i bez względu na nią wybieram opcję "Trudna".
Nigdy nie przeglądam jednej listy więcej niż raz dziennie.
I najważniejsza rada:  nie oszukuj używając Anki, bo jedyną osobą jaką jesteś w stanie okłamać to właśnie ty. Błędy oznaczone jako poprawne odpowiedzi na pewno nie przybliżą cię do opanowania języka.

Jak ustawione masz parametry programu?
To ciekawe pytanie, bo o ile początkowo podobały mi się ustawienia standardowe, to po pewnym czasie mnie zaczęły denerwować i je zmieniłem. Limit nowych kart mam ustawiony na 100 dla każdej listy, a limit czasu na 10 minut, przy czym ograniczenia te są raczej związane z faktem tego, iż list jest 8. A jak już wspominałem, Anki jest świetne jako pomoc, ale osobiście wolę sobie poczytać jakiś artykuł w danym języku niż spędzać kilka godzin na przeglądaniu setek wyrażeń. Poza tym w 10 minut można przejrzeć nawet ponad 200 flashcardów. Limitu pytań nie ustawiam - bo i po co.
Następnie wchodząc w Ustawienia - Właściwości talii - Zaawansowane zmieniam opcje przerw w pokazywaniu flashcardów w zależności od udzielonych odpowiedzi. Dla Trudnych 0,333 - 0,5 / dla Dobrych 1 - 2 / dla Łatwych 3 - 4. Robię to gdyż początkowe ustawienia wydały mi się ustanawiać zbyt długie okresy powtórek, a generalnie im one są krótsze tym lepiej dane wyrażenie jest zapamiętywane.

Czy używasz tagów?
Nie, tagów nigdy nie używałem, bo i szczerze mówiąc nie rzuciły mi się szczególnie w oczy. Ale muszę trochę nad tym poeksperymentować. Jeśli macie doświadczenie z tagami to piszcie - każda pomoc jest na wagę złota.

Ile nowych słów dziennie dopisujesz (a może używasz anki tylko do utrwalenia w pamięci jakiegoś stałego zasobu słownictwa)?
Staram się utrzymywać liczbę 210 wyrażeń tygodniowo, czyli mniej więcej 30 dziennie.I owszem, używam Anki też do utrwalania pewnego stałego zasobu słownictwa, do czego służą właśnie aktywne listy.

Skąd bierzesz słowa (słowniczek przylekcyjny w podręczniku?, co wpadnie w oko przy lekturze?)? 
W liście aktywnej zawsze znajduje się prawie cały podręcznik - słowa, zdania. Do listy tej dodaję zawsze jakiekolwiek zdanie, w którym popełniłem błąd używając go czy to podczas robienia jakiejś powtórki, czy rozmawiając z obcokrajowcem, czy pisząc posta na obcojęzycznym forum. Rzeczy jakie znajduję w gazetach, internecie, TV, radio wklepuję z reguły do listy pasywnej, chyba że uznam, że jest coś tak ważnego by umieścić w aktywnej.
Pamiętam, że na początku wpisywałem głównie słowa, ale ma to pewne minusy. O ile bez problemu można w ten sposób zapisać  jednocznaczne wyrazy (z reguły rzeczowniki) to istnieje ogromny problem ze słowami posiadającymi różne znaczenia, bądź też nie do końca przetłumaczalnymi na język polski. Dlatego staram się wpisywać całe zdania - w pasywnej ułatwiają zrozumienie nieznanego wyrazu, a w aktywnej tłumacząc całe zdania ćwiczysz nie tylko znajomość wyrazów, ale też wszelkich reguł gramatycznych itp.
Ostatnio ucząc się czeskiego wpisywałem niezrozumiałe zdania bez polskiego tłumaczenia i po kilku dniach większość z nich rozumiałem dzięki wiedzy jakiej nabywałem wraz z ilością czeskiego tekstu jaki przeczytałem, ale nie jestem pewien czy ta metoda znalazłaby zastosowanie w nauce języka mniej spokrewnionego.

Jeszcze kilka słów od siebie
Nie uważam by mój system obsługi Anki był jedynym genialnym, który nagle spowoduje, że będziesz się swobodnie porozumiewał w języku obcym. Wydaje mi się, że najlepiej wytworzyć sobie z czasem swój własny, mający odbicie we własnych umiejętnościach i preferencjach. Jeśli masz jakieś uwagi na temat użytkowania Anki, bądź nawet wymyśliłeś swój własny system to napisz - sam chętnie się dowiem o czymś co może być lepsze.

Podobne Posty :
Rewelacyjny program do nauki słówek - Anki
Jak efektywnie uczyć się słówek?
Byki - recenzja programu
Blog językowy AJATT - ciekawa metoda nauki

niedziela, 22 sierpnia 2010

W jakim języku się mówi w byłej Jugosławii?

Ostatnimi czasy na Półwyspie Bałkańskim nam się języków namnożyło. Jeszcze do początku lat 90 w Jugosławii był język serbsko-chorwacki, a obecnie powstały serbski, chorwacki, bośniacki, a ostatnio nawet czarnogórski. Powstaje zatem pewien mętlik w głowie i rodzą się pytania: jakim językiem ludzie w byłej Jugosławii mówią? I jakiego języka ja się uczę jeśli wybrałem akurat któryś z nich?

Napisanie tego artykułu obiecałem już parę tygodni temu, ale różne rzeczy mnie od tego powstrzymywały. Kwestia o jakiej piszę wzbudza też trochę kontrowersji i jest nieco skomplikowana, więc nie zdziwię się jeśli ktoś się z tym nie zgodzi lub zarzuci mi uproszczenie faktycznej sytuacji na Bałkanach – gdybym tego nie uprościł, musiałbym napisać nie artykuł, ale całą książkę. Jeśli natomiast ktoś jest zupełnie nowy w tym temacie, to będzie musiał się trochę skupić, ale mam nadzieję, że mu się opłaci. Ale do rzeczy.

Do chwili upadku Jugosławii oficjalnie istniał jeden język serbsko-chorwacki. Jego ojcami byli Serb Vuk Karadžić i Chorwat Ljudevit Gaj – język ten był oparty na bazie tzw. dialektu sztokawskiego, którym mówiła znaczna większość osób na terenie obecnej Serbii, Bośni i Czarnogóry oraz w pewnych regionach Chorwacji. W okolicach Zagrzebia panował za to dialekt kajkawski, a na wybrzeżu Adriatyku dialekt czakawski – nie stały się one nigdy nie podstawą żadnego języka narodowego. Poniższa mapa doskonale pokazuje podział tego obszaru na poszczególne dialekty.


Warto dodać, że sztokawski jest w niej podzielony na 3 podgrupy: ekawską, jekawską i ikawską. Różnica między tymi trzema grupami polega na innym wymawianiu głoski ě, która w każdym z nich wygląda nieco inaczej.

Przykład: polski ładny / ekawski lep / jekawski lijep / ikawski lip.

W komunistycznej Jugosławii język serbsko-chorwacki był oficjalnie używany w dwóch odmianach – ekawskiej i jekawskiej, a do zapisu mogły być używane dwa alfabety – łaciński i cyrylica. Nieoficjalnie odmianna ekawska była bardziej serbska, a jekawska bardziej chorwacka, ale ma się to nijak do podziału narodowościowego – Serbowie w Bośni posługują się bowiem jekawicą.

Sytuacja się znacznie skomplikowała po rozpadzie państwa. Wraz ze wzrostem separatystycznych tendencji grupy rządzące w poszczególnych republikach postanowiły podkreślać swoją odrębność ustanawiając nowe języki. Powstały więc serbski, chorwacki, bośniacki, obecnie jeszcze czarnogórski. I teraz największy paradoks: wszystkie 4 języki powstały na bazie tego samego dialektu. Z reguły to język dzieli się na dialekty – tu mamy natomiast sytuację odwrotną. W efekcie są całkowicie zrozumiałe względem siebie, często zaś niemal identyczne. Osobiście uczę się serbskiego, ale nie widzę większych problemów w czytaniu tekstów w żadnym z nich – ostatnio np. przeczytałem Povijest Bosne i Hercegovine („Historia Bośni i Hercegowiny”) N. Malcolma po chorwacku nigdy w życiu nie ucząc się tego języka. Czym się one więc w zasadzie różnią?

Po pierwsze leksyka – niekóre słowa znacznie różnią się od siebie. Najczęściej język chorwacki ma więcej zapożyczeń z włoskiego, węgierskiego, niemieckiego, mnóstwo wyrazów prasłowiańskich oraz pewnych wpływów dialektów kajkawskiego i czakawskiego (nota bene dla mnie już niezrozumiałych), a w serbskim jest więcej wpływów tureckiego, greki i niewątpliwie internacjonalizmów przyjętych w wielu innych językach (np. nazwy miesięcy). Oto przykładowe różnice (polski-serbski-chorwacki):
samolot avionzrakoplovchlebhlebkruh / styczeńjanuarsiječanj / luty februarveljača / marzecmartožujak / ktoko tko.
Jest ich jednak na tyle mało, że użytkownicy obydwu języków rozumieją się bez problemów. Do tego dochodzi charakterystyczna różnica w konstrukcji zdań – w serbskim rzadko używa się bezokolicznika, a zamiast tego konstrukcję “da + czasownik odmieniony”. Przykładowo zdanie “Lubię pić sok” po chorwacku brzmi “Volim piti sok”, a po serbsku “Volim da pijem sok”. Chorwacki używa jedynie alfabetu łacińskiego, serbski natomiast dopuszcza pisownię zarówną łacińską, ale też cyrylicę.
O bośniackim można powiedzieć tyle, że jest w nim trochę więcej turcyzmów i arabizmów, a czarnogórski posiada litery “ś” i “ź”, których nie ma w pozostałych – jednak jak to powiedziała moja nauczycielka od serbskiego: to jest mniej więcej tak jakby Wielkopolanie powiedzieli nagle, że nie mówią po polsku tylko po wielkopolsku.

Ludzie cały czas się spierają w jakich językach się mówi na obszarze byłej Jugosławii. Ja wiem tylko, że uczę się serbskiego, a wszystkie inne rozumiem niemal w takim samym stopniu. Jeśli masz jakieś pytania albo uwagi to pisz, bo ten artykuł to zaledwie czubek góry lodowej i zdaję sobie sprawę, że nie wszystko mogłem zawrzeć.

Podobne posty:
Język kaszubski - jedyny regionalny język w Polsce
Słownik polsko-kaszubski jest dostępny

piątek, 20 sierpnia 2010

10 najlepszych polskich blogów o językach obcych (ale tylko według Google)

Angielskojęzyczna sfera blogów traktujących o językach obcych jest bardzo ciekawa. Wystarczy tylko wspomnieć o takich interesujących postaciach jak Kazumoto, Steve Kaufmann, czy Benny The Irish Polyglot  – wszyscy trzej prowadzą strony, które, moim zdaniem, każda osoba chcąca się wziąć na poważnie za naukę języków obcych, powinna zacząć czytać. Sam wiele z nich wyniosłem. Jednocześnie zacząłem się zastanawiać jak wygląda polskojęzyczna strefa blogów dotyczących języków obcych. I przeprowadziłem na ten temat pewne badania.

W wyszukiwarce Google wpisałem następującą frazę: języki obce blog (bez cudzysłowu). Z reguły na dalsze strony ludzie już nie patrzą więc na razie ograniczę się właśnie do tych 10. Oto recenzja 10 stron wypadających najlepiej w wyszukiwaniach Google:

1. Jako pierwsze wyskoczyły wszystkie blogi z kategorii „języki obce” w katalogu bloog.pl. Cóż, może znajdę coś ciekawego? – pomyślałem. Nic z tych rzeczy. Jako pierwsze na liście znalazły się: blog fanki zespołu US5, blog o serialu Lost... Mina mi kompletnie zrzedła kiedy również trzeci blog okazał się nie mieć wiele do czynienia z językami obcymi. Ale, jak to mówią, szukajcie, a znajdziecie. Na dole listy widniał link do bloga o języku tureckim. Nigdy się go nie uczyłem, ale wydaje się, że osoba go prowadząca zna się na rzeczy i na pewno ktoś zainteresowany tym językiem powinien poświęcić temu kilka chwil.

2.

Drugą pozycją jest http://www.jezykowy-blog.info/. Hmm... Nazwa zachęcająca, ale to co zobaczyłem mnie przeraziło. Nie wiem czy autor przepuszczał teksty obcojęzyczne przez translator i następne umieszczał je w formie artykułów, ale efekt wyszedł beznadziejny. Oto próbka artykułu z tego bloga: „Szkolnictwo wyższe zwykle zaczyna się od 3 lat Studia licencjackie. Stopni Studia obejmują studia magisterskie, albo uczy lub badań, a doktor filozofii, poziomu badań naukowych, które zwykle trwa co najmniej 3 lata. Uniwersytety wymagają karty Royal w celu stopni problem, a tylko jedna nie są finansowane przez państwo ze niski poziom opłat dla studentów.” Generalnie po obejrzeniu tego nie wiem czy się śmiać, czy płakać -–zastanawia mnie tylko fakt dlaczego taka strona znajduje się tak wysoko w wyszukiwaniach.


3. Na miejscu trzecim (wg Google) - http://www.rogalinski.com.pl/. Blog dziennikarski niejakiego Pawła Rogalińskiego, w którym czasami poruszane są tematy języków obcych. Sam autor jest studentem filologii angielskiej i stosunków międzynarodowych, więc niektóre artykuły dotyczą polityki i są po angielsku. Na pewno nie jest to strona stricte dotycząca języków obcych, ale nie mogę się do niej przyczepić pod względem merytorycznym w innych kwestiach.

4.
 Na to czekałem. Wreszcie coś naprawdę sensownego. http://blog.tyczkowski.com/ – to blog o nauce języka niemieckiego, regularnie aktualizowany, na którym można znaleźć wiele materiałów różnego rodzaju – teksty, podcasty itp. Warto też dodać, że znalazł się on na 5 miejscu w rankingu 100 najlepszych blogów wg portalu bab.la – samo zestawienie nie jest może moim zdaniem miarodajne, kłóciłbym się bowiem z kolejnością (Kazumoto – 29 miejsce, Kaufmann – 7, Irish Polyglot – 2), ale przez przypadek się tam do czołówki raczej nie trafia. Jeśli uczysz się niemieckiego – zajrzyj!

5. Tutaj mamy odnośnik do bloga Piotra Balkusa i posta o znajomości języków obcych wśród polityków. Cała reszta ma się do języków nijak.

6.


 http://www.pensjonatarka.pl/ – Blog językowy, jednak nieco zadziwiający. Jednego dnia zostało wrzucone na niego kilka postów, na dodatek trochę mało konkretnych i nastała cisza. Efekt jest taki, że nie znalazłem tam nic nowego.

7. Blog Bolec Team – nie ma z językami obcymi nic wspólnego.

8. Tu znalazł się mój blog, w sumie sam jestem zdziwiony tak wysoką pozycją po zaledwie miesiącu jego istnienia. Ocenę bloga pozostawiam natomiast wszystkim czytelnikom. Myślę jednak, że na przedstawionym tu tle nie jest źle ;)

9. Tu się znalazł za to mój post na polskim forum językowym, który promuje tego bloga.

10. Ostatnie miejsce na liście natomiast zajmuje księgarnia językowa „Languagetown” - http://kursy-jezykowe-mp3.blogspot.com/.

Tyle Google. Wniosek z tego taki, że nisza blogów o językach obcych jest niestety w polskim internecie dość pusta. Brakuje stron z dużą ilością ciekawych informacji, a te, które je mają to przestały być aktualizowane - tak jak genialny, moim zdaniem, blog http://www.zostan-poliglota.pl/. Szkoda, mam nadzieję, że ta sytuacja ulegnie zmianie i zaczną się tworzyć jakieś ciekawe strony, albo często aktualizować te, które są dopiero w fazie powstawania. Jeśli jakieś źródło uznam za warte polecenia, to nie omieszkam o nim napisać. Jestem też otwarty na wszelkie wasze propozycje.

Podobne posty:
Świat Języków Obcych - lipiec 2010
Blog językowy AJATT - ciekawa metoda nauki

środa, 18 sierpnia 2010

Rewelacyjny program do nauki słówek - Anki

Od miesiąca kilkanaście razy zdarzyło mi się, że wspominałem o tym, że używam programu Anki. Przyszedł więc czas, żeby poświęcić temu cały artykuł.

Co to jest?
Anki to program komputerowy służący do nauki wszelkiej wiedzy – niekoniecznie języków obcych, aczkolwiek do nich nadaje się chyba najbardziej. Polega na tworzeniu elektronicznych fiszek (tudzież flashcardów), na których jednej stronie wpisujesz słówko albo zdanie np. po angielsku, a na drugiej po polsku. Albo na odwrót – wszystko zależy od Ciebie. Wygląda to tak:

To akurat jedna z fiszek z zestawu do nauki serbskiego mojej własnej roboty.

Jak to działa?
System przedstawia Ci jedną stronę fiszki i każe odpowiedzieć jak brzmi jej druga strona. Następnie trzeba wybrać jeden z poziomów znajomości: Znowu, Trudna, Dobra, Łatwa (tłumaczenie jest swoją drogą trochę zabawne). Im wyższy wydaje się twój poziom znajomości tym ta fiszka pojawi się później. Jeśli spotkasz ją po tygodniu znowu i po raz kolejny udzielisz poprawnej odpowiedzi to czas oczekiwania przedłuży się jeszcze bardziej. Natomiast jeśli np. zapomnisz znaczenie danego słowa to pojawi się ono już następnego dnia tak żeby ugruntować jego znajomość. W skrócie: program jest oparty na algorytmie, które pozwoli Ci całkiem łatwo opanować spory zasób słownictwa. I jego używanie nie wymaga poświęcania mu sporej ilości czasu. Ja dziennie mam do przerobienia około 400 fiszek (8 list w 4 językach) co zajmuje mi z reguły około 20-30 minut. A im lepiej będę każdy z moich języków znał tym będzie to krócej trwało. Jeśli natomiast uczysz się jednego, czy dwóch języków to możesz bez problemu dodawać dziennie około 30 nowych wyrażeń i zdań (które moim zdaniem znacznie lepiej się sprawdzają niż pojedyncze słowa) i spędzać na powtórkach niewiele ponad 10 minut.

Czy muszę samemu tworzyć fiszki?
Nie. Dzięki ogromnej popularności istnieje mnóstwo całych zestawów, które można ściągnąć w internecie poprzez sam program, który wyszukuje je w bazie danych. Zestawy można też tworzyć samemu (co osobiście polecam, bo zawsze lepiej uczyć się czegoś z czym sami mieliśmy do czynienia niż przypadkowych słów) i wysyłać do bazy danych tak, żeby inni mogli korzystać z naszej pracy. Jeśli natomiast tworzysz fiszki samemu, możesz dodawać do nich również dźwięk i obraz.

Czy program oferuje coś więcej niż elektroniczny system fiszek?
Oczywiście. Anki jest wyposażone też w szeroki wachlarz statystyk pokazujący jak dobrze znasz słownictwo zawarte w twoich zestawach, ile fiszek pojawi się w następnej powtórce, ile czasu zajmuje Ci powtórka – generalnie wszystko co jest potrzebne do tego, żeby obserwować swój rozwój językowy. Oto próbka:


Gdzie to mogę znaleźć? I czy muszę coś za to płacić?
Tu. Program jest absolutnie darmowy w przeciwieństwie do niektórych innych systemów SRS, za które trzeba słono płacić. I jakkolwiek może wyglądać ten post jak reklama to nią nie jest – nie otrzymuję za polecanie Anki żadnych pieniędzy.

Przez dość długi czas szukałem jakiegoś skutecznego systemu nauki obcych słówek i wyrażeń. Korzystałem z różnego rodzaju list i fiszek, ale gdy tylko dowiedziałem się o Anki moje tempo przyswajania nowych elementów języka znacznie przyspieszyło. Warto dodać, że program ten sam w sobie języka nie nauczy – potrzebne są inne rzeczy takie jak podręczniki, gazety, filmy, książki. Wiem jednak, że jest to narzędzie, które w największym stopniu optymalizuje utrwalanie nowo zdobytej wiedzy. Jeśli znasz jakieś inne, może nawet lepsze to napisz - będę bardzo wdzięczny, bo pomożesz zarówno mi jak i innym.

Podobne posty:
Jak efektywnie uczyć się słówek?
Blog językowy AJATT - ciekawa metoda nauki
Gry komputerowe i nauka języków obcych
Nie masz siły - zrób coś małego
Byki - recenzja programu

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

Niestety stało się – zostałem zmuszony do zarzucenia projektu nauki języka czeskiego w takim stopniu w jakim miał on być przeprowadzony. Cóż, niepowodzenia przytrafiają się każdemu – ważne jedynie, by wyciągać z nich odpowiednie wnioski i nie popełniać podobnych błędów w przyszłości. W poniższym artykule napiszę o tym, czego się nauczyłem dzięki temu krótkiemu przedsięwzięciu.

Krótko mówiąc ostatnimi czasy w moim życiu nałożyło się na siebie tyle obowiązków, że nie starczy mi ani czasu, ani pieniędzy by wyjechać do Pragi. Trudno jest mi się też wywiązywać z codziennego poświęcenia swojego czasu dla języka naszych południowych sąsiadów kiedy wydaje się niemożliwością zajmowanie się tym co robiłem dotychczas, czyli szlifowaniem rosyjskiego, angielskiego, niemieckiego i serbskiego. Całe szczęście, że udaje mi się stosować zasadę robienia małych rzeczy, o której pisałem wcześniej i przynajmniej wywiązuję się z zadań jakie ustaliłem sobie jako niezbędne minimum. A ów proces nauki czeskiego miał niewątpliwie swoje plusy. Doszedłem do kilku ciekawych wniosków i dowiedziałem się wielu rzeczy, o których miesiąc temu nie miałem pojęcia:

1. Czeski język nie jest łatwy – niemal każdy kto się wcześniej nie zetknął z tym językiem uważa, że nauka czeskiego nie jest żadnym problemem dla Polaka – przecież są do siebie takie podobne. Taki jest stereotyp. Tymczasem jest trochę inaczej. W nauce języków słowiańskich mam pewne doświadczenie – rosyjskiego i serbskiego uczę się codziennie, ukraiński w moim życiu pojawia się i znika (kiedyś się za niego wezmę i powinienem w ciągu roku osiągnąć pewien stopień biegłości) , podobnie jak białoruski, moja znajomość chorwackiego to w ogóle osobny temat (w ogóle artykuł o nazewnictwie tamtejszych języków mnie nie ominie – już drugi raz o tym wspominam). Gdy wziąłem się za język czeski nie mogłem z początku wyjść z podziwu jaki on jest podobny. Początkowo znalazłem tylko dwie rzeczy, które rzeczywiście mogły sprawiać trudność - "ř" umiem już wymawiać bez problemów, natomiast kwestia długich i krótkich samogłosek stwarza pewien problem. Oto dwa zdania, które mają zupełnie inne znaczenie, a wyglądają niemal tak samo:
Chceme byt v Londýnĕ - Chceme být v Londýnĕ
Chcemy mieszkanie w Londynie. – Chcemy być w Londynie.
Miałem już do czynienia z kwestią długości samogłosek w innych językach, ale dla kogoś kto nie wie o czym mowa może to być spory problem. Do tego dochodzi dziwne zachowanie niektórych przymiotników – np. „cizí”. Przymiotnik ten wygląda tak samo bez względu na rodzaj. Jest więc „cizí kufr”, co wygląda jeszcze normalnie. Ale „cizí auto”, a już tym bardziej „cizí taška” wyglądają co najmniej dziwnie. Rzeczowniki z końcówką „-e” przyjmują różne rodzaje; nie przerobiłem nawet połowy podręcznika „Teach Yourself Czech”, a znalazłem jeszcze parę rzeczy, które nawet Słowianinowi są w stanie sprawić problem. Podsumowując – jest to chyba najtrudniejszy język słowiański jakiego się uczyłem.

2. Jeśli jakieś zagadnienie jest trudne to musiz poświęcić temu przynajmniej 15 minut dziennie – to niestety jest prawda. Jakkolwiek byś nie uciekał, to Cię w końcu dopadnie. Trzeba też pamiętać, by najpierw opanować jedno zagadnienie i potem iść do następnego. Przelatywanie szybko do kolejnego, bez zrozumienia poprzedniego powoduje tylko piętrzenie się problemów, co naprawdę w pewnym momencie człowieka zniechęca. Nawet jeśli wyda Ci się, że już coś rozumiesz, to powróć do tego następnego dnia i tak parę razy, żeby się to utrwaliło. W związku z tym, że wyznaczyłem sobie na ten projekt docelowo jeden miesiąc, byłem zmuszony niektóre zagadnienia traktować trochę po macoszemu i osobiście nie jestem z tego zadowolony.

3. Słowacki jest prostszy niż czeski
– do tego wniosku doszedłem zupełnie przypadkowo. Na polskim forum językowym (http://www.forumjezykowe.com.pl/) użytkownik maciej00002 zadał pytanie o liczbę mnogą rzeczowników w języku słowackim. Odpisałem to co znalazłem w podręczniku „Colloquial Slovak” przez który musiałem przebrnąć, żeby w ogóle znaleźć potrzebne informacje. I moim oczom ukazał się język, który wydał mi się znacznie bardziej przystępny – nie jest to zresztą odosobnione zdanie, bo podobnie myśli wielu innych pasjonatów języków obcych.

4. Opanowanie biernej znajomości języka słowiańskiego to kwestia miesiąca... – jeśli oczywiście poczyni się w tym celu odpowiednie starania. Ale nie trzeba wiele. Mi osobiście wystarczył podręcznik, żeby widzieć podstawy zdań czeskich z objaśnieniami gramatycznymi i trochę czasu spędzonego na stronach gazet i czeskiej Wikipedii. I nie jest do tego konieczne posiadanie słownika – zdania, których nie rozumiem wstukuje w Anki i po tygodniu przynajmniej 40% z nich rozumiem z kontekstu. Sam próbuję zrozumieć co dane słowo znaczy – jeśli zobaczę je w tekście jeszcze 10 razy to nie ma siły, żebym go nie zapamiętał. Nie mogę powiedzieć, że czytam po czesku jak po polsku, ale fakt faktem nie sprawia mi to dużych trudności. To samo prawo stosuje się zresztą do innych języków słowiańskich. Chcesz mieć bierną znajomość jakiegoś języka niewielkim kosztem? Weź się za któryś z nich. Powyższe odnosi się oczywiście do czytania – słuchanie to już niestety zupełnie inna para kaloszy.

5. ...ale miesiąc to za mało na jakąkolwiek biegłość w mówieniu – nawet jeśli czuję się całkiem swobodnie w czeskim tekście to nie ma się co oszukiwać, mówić po czesku nie potrafię. Nie mam tu bynajmniej na myśli jakichś podstawowych zdań w stylu: Pocházím z Polska a jmenuji se Karol, ale ještĕ nemluvím dobře česky. Takie coś i jeszcze z kilkadziesiąt innych zdań w stylu rozmówek turystycznych umiałbym jeszcze skleić, ale zawsze ucząc się języka chciałbym dojść do poziomu, w którym mógłbym wyjechać za granicę i nie czuć dyskomfortu używając go – z czeskim ten dyskomfort nadal bym niestety czuł. O jakiejkolwiek komunikatywności nie może być więc mowy.

Podsumowanie:
Przygoda z tym językiem mi się całkiem podobała. Bądź co bądź posiadłem pewne podstawy i bardzo możliwe, że kiedyś do tego wrócę. Na razie daję sobie jednak z tym spokój gdyż mam dużo innych spraw – od pisania magisterki po inne języki obce -  na głowie. Nadal będę jednak czytał artykuły historyczne z czeskiej Wikipedii, bo mnie naprawdę zaciekawiły, a nic nie zaszkodzi podszkolić bierną znajomość. Zawsze będzie mi łatwiej zacząć od nowa kiedy zdarzy się sytuacja, że czeski jest mi potrzebny. Na pewno napiszę o tym na blogu wtedy kiedy się wezmę za ten język tak na poważnie, czyli przeznaczając na niego co najmniej te pół godziny dziennie.
Tymczasem życzę miłego dnia i zapraszam do ponownego odwiedzania bloga :)


Posty na temat mojego miesięcznego projektu nauki języka czeskiego:
Czeski w jeden miesiąc?
Język czeski - pierwsze wrażenia
Język czeski - odsłona druga
Jak mi pomogła czeska Wikipedia
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

sobota, 14 sierpnia 2010

Byki - recenzja programu


Na program Byki wpadłem już jakieś kilka lat temu i wtedy uważałem go za genialne narzędzie do nauki języków obcych. Dziś może jest już trochę inaczej, ale ciągle uważam to za źródło, które ma swoje niewątpliwe plusy, o których zaraz postaram się napisać.

Byki jest w zasadzie bardzo podobnym rozwiązaniem do programów SRS (Spaced Repetition Software) - opiera się na listach fiszek/flashcardów, które się pojawiają na ekranie komputera i pozwalają na sprawdzanie ich znajomości. Działa jednak na zasadzie zupełnie innego algorytmu - dla każdej karty jest kilka poziomów - najpierw sprawdzasz, czy rozumiesz znaczenie danego słówka, potem czy potrafisz je przetłumaczyć z języka angielskiego, a następnie musisz je poprawnie zapisać. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć jednak, że przechodzenie przez te kolejne poziomy ,szczególnie gdy ma się zestaw złożony już z ponad 1000 kart (a takie mam do każdego z języków, których się uczę), jest długie, monotonne i mało efektywne. Bardzo rzadko dochodzi do tego, że program każe Ci przejrzeć fiszkę jaką wcześniej już poprawnie rozwiązałeś, tak jak to jest w przypadku Anki. Często zdarza się bowiem, że nieużywany wyraz po prostu znika z twojej głowy po kilkunastu dniach i niewątpliwie przydałoby się jego odświeżenie – Byki nie gwarantuje rozwiązania tego problemu.

Na czym więc polega siła tego programu? Otóż, jest on dostępny dla około 70 języków i zestaw podstawowy do każdego z nich można ściągnąć za darmo ze strony internetowej programu (http://www.byki.com/). Składa się on zawsze z kilku list fiszek, do których dołączana jest zawsze wymowa danego słowa i to w bardzo dobrej jakości. Jeśli więc chciałbyś się dowiedzieć jak brzmi „dzień dobry” w tak egzotycznych językach jak buriacki lub czeczeński, to Byki Tobie pomoże. Dzięki temu staje się naprawdę ciekawym narzędziem dla ludzi, którzy są zainteresowani faktem jak jakiś język brzmi. Jeśli ktoś uzna darmowe Byki za przydatne w nauce języka to można wykupić wersję „deluxe”, w której znajdziecie znacznie więcej list fiszek z najbardziej przydatnymi wyrażeniami i zwrotami. Mnie osobiście cena 50 dolarów odstrasza, ale wybór zawsze należy do Ciebie. Mając odrobinę motywacji i jakieś inne pomoce naukowe wydaje się, że coś można wyciągnąć z tego programu.

W każdym razie darmową wersję Byki polecam każdemu kto jest choć trochę ciekaw jak brzmią różne języki. No bo niewiele jest miejsc w internecie, gdzie można usłyszeć takie egzotyczne języki jak ałtajski, baszkirski, mirandyjski, tuwański czy tagalog. No i jest to jedna z niewielu stron gdzie można np. spróbować nauczyć się jakiegoś języka krajów byłego ZSRR bez zapoznania się wcześniej z językiem rosyjskim.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Historia motywacyjna

Uczysz się angielskiego? Niemieckiego? Hiszpańskiego? A może swahili albo czeskiego? Nieważne jakiego języka się uczysz – jeśli masz problem z motywacją to przeczytaj poniższy artykuł.
Powiedzmy, że uczysz się angielskiego. Właśnie w tej sekundzie gdzieś w okolicach Londynu rodzi się dziecko. Nie jest ono jakieś specjalnie mądre, nie posiada ogromnego talentu językowego. Wręcz przeciwnie – prawdopodobnie w szkole będzie z trudem zdawać do następnej klasy. I TYLKO OD CIEBIE ZALEŻY, CZY TO DZIECKO BĘDZIE MÓWIĆ PO ANGIELSKU SZYBCIEJ I LEPIEJ OD CIEBIE! Ktoś powie, że to przecież jeszcze niemowlę, więc łatwiej jest się mu nauczyć języka. Zastanówmy się...

Ów potencjalny John nie potrafi czytać, posługiwać się komputerem, słuchać ze zrozumieniem, nie ma też zakodowanego w mózgu jakiegoś „pakietu startowego” w postaci języka ojczystego. Nie pamiętamy już jak sami uczyliśmy się od zera języka polskiego, ale podejrzewam, że dla kilkumiesięcznego dziecka jest to nie lada wyznanie – musi opanować zupełnie nowy zestaw głosek, zupełnie nieznaną mu gramatykę, zupełnie nowe słownictwo i w każdym z tych przypadków zaczyna od zera absolutnego. Jego jedynym plusem jest fakt, że wychowuje się w otoczeniu, w którym mówi się po angielsku. A Ty? Jakieś 80% głosek jest Ci znanych, podstawy gramatyki, które dają przynajmniej mgliste pojęcie o częściach mowy  masz w małym palcu, wiele słów znasz ot tak nawet jeśli nie miałeś wcześniej z angielskim do czynienia (np. yes, no, ok), a przy okazji możesz korzystać z całego bogactwa dostępych materiałów do nauki – od podręczników i słowników po telewizję, internet, specjalne systemy nauki słówek, nawet gry komputerowe (bo biedne dziecko nawet nie umie w nie jeszcze grać).

Powiesz teraz, że to nie ma sensu, że decydującym czynnikiem jest to, że ktoś się wychowuje w kraju, w którym dany język jest używany. Ale odpowiedz sobie szczerze na pytanie: co robisz by tą jedyną przewagę twojego konkurenta z Anglii niwelować? Czy słuchasz angielskiego radia? Angielskiej muzyki? Może oglądasz angielską telewizję? Wchodzisz na angielskie strony internetowe? Czytasz angielskie książki i gazety? Nie. Jesteś zamknięty w swoim polskim świecie, bo tak Ci jest wygodniej. To jest na pewno fajne i miłe, ale do opanowania angielskiego w szybkim czasie nie doprowadzi. Największym problemem ludzi zaczynających naukę języka obcego jest ten fakt, że nie dążą do jego opanowania, lecz próbują się go uczyć przeznaczając na to np. 2 godziny w ciągu tygodnia i wierzą w to, że nagle któregoś dnia się obudzą i będą go znali – a to tak niestety nie działa. Wybaczcie to porównanie, ale gdyby to niemowlę tak miało podchodzić do nauki swojego języka ojczystego, to w wieku 20 lat byłoby pewnie na poziomie orangutana.
Więc jak? Gotów do wyścigu?

PS: Jeśli np. uczysz się np. hiszpańskiego wstaw słowo „hiszpański” tam gdzie jest „angielski”, Londyn zamień np. na Madryt, a Johna zmień na Pedro, czy coś podobnego.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Nie masz siły - zrób coś małego

Dziś trochę o motywacji i nauce wtedy kiedy naprawdę nie mamy ani czasu ani ochoty. Do napisania tego artykułu natchnął mnie nie kto inny jak Khazumoto – genialny Kenijczyk, który nauczył się w ciągu roku języka japońskiego, o którym pisałem już wcześniej. Wczoraj napisał on na swoim blogu posta pod tytułem „Buttocks and Binary Fission” - pełny tekst znajdziecie TU - w którym napisał trochę na temat tego co robić, gdy jest się totalnie zmęczonym. Jeśli pewnego dnia wstajesz z łóżka, bądź wracasz z pracy, widzisz ile materiału z języka obcego Ci zostało do przerobienia i jesteś pewien, że nie będziesz miał na to siły i pieniędzy – postanów sobie, że zrobisz tylko połowę. Może się zdarzyć, że nawet to 50% przewidzianego dziennego wysiłku to za dużo – zrób zatem 25%. Odpocznij trochę i zajmij się resztą kiedy już trochę wrócą Ci siły – po raz kolejny nie wykonuj wszystkiego co masz do zrobienia. Po prostu weź się za jakąś małą cząstkę z tego, którą wykonasz bez kiwnięcia palcem – zapewniam Cię z mojego własnego doświadczenia, że zrobisz więcej, gdy odkryjesz, że ta mała cząstka (przerobienie 10 kart w ANKI, 10 fiszek, przetłumaczenie 10 zdań na język obcy, przeczytanie jednego akapitu jakiegoś zagranicznego artykułu) tak naprawdę wiele nie kosztowała. Jeśli więc jesteś totalnie bezsilny rozbij to co masz do zrobienia na mniejsze cząstki – nie bierz się za wszystko od razu.

Sam wiem o czym mówię. Ostatnimi czasy piszę pracę magisterską („Serbski separatyzm w Bośni i Hercegowinie” jeśli kogoś to interesuje), która zabiera mi sporo czasu i tak się zastanawiałem kiedy znajdę te godziny i energię, które będę mógł przeznaczyć na naukę języków. Pewnie, podczas pisania pracy korzystam głównie z materiałów w języku angielskim, czy serbsko-chorwackim (Serbskim? Chorwackim? Może bośniackim? - o tym jak w rzeczywistości nazywać języki używane w zachodniej części Półwyspu Bałkańskiego napiszę chyba kiedyś artykuł, bo tamtejszą sytuację można uznać za co najmniej dziwną) jednak przydałaby się jeszcze styczność z niemieckim i rosyjskim, chwila czasu na mój eksperyment z czeskim, w ANKI pozostało mi 729 kart do przerobienia, nie wspominając już o moich codziennych powtórkach lekcji z podręczników. Jak mam temu wszystkiemu podołać? Myślę, że uda to się bez problemu – na początek po napisaniu tego artykułu wezmę się za 100 kart w ANKI, nie powinno mi to zająć więcej niż 5 minut. Potem po napisaniu jednej strony pracy może zrobię kolejne 100, albo zjem śniadanie i w jego trakcie przerobię jedną lekcję któregoś samouczka. Może przeczytam też jakiś artykuł z czeskiej Wikipedii. Doba ma tylko 24 godziny i rzeczywiście czasem jest problem, żeby rozdysponować ten czas na wszystkie 4 języki jakich się uczę. Jeśli jednak uczysz się zaledwie jednego, to nie powinieneś mieć z tym absolutnie żadnych problemów. Ważne tylko, abyś robił to codziennie.

niedziela, 8 sierpnia 2010

Jak mi pomogła czeska Wikipedia

Dawno nie pisałem o moim postępie w języku czeskim, dlatego teraz postaram się niejako to połączyć z ostatnim postem, w którym starałem się pokazać jakie korzyści w nauczeniu się języka obcego można wynieść z oddawania się swojej pasji.

Od najmłodszych lat bardzo interesuję się historią. Po pewnym czasie miałem już trochę dosyć nudnych czytanek z podręcznika i gramatycznych reguł, więc postanowiłem wypróbować swoich sił w walce z normalnym tekstu. Nie zamierzałem czytać gazet, w których nie byłem pewien czy znajdę jakiś temat, któremu mógłbym się w pełni oddać. Poszedłem więc tam, gdzie jest najłatwiej zyskać szybką i darmową wiedzę w niemal wszystkich językach świata – na Wikipedię. Otworzyłem naturalnie czeską wersję wirtualnej encyklopedii i po krótkim czasie udało mi się dojść do artykułu o historii Czech (http://cs.wikipedia.org/wiki/Dějiny_Česka), a stamtąd do pierwszego, poświadczonego przez źródła historyczne, księcia czeskiego Borzywoja I (http://cs.wikipedia.org/wiki/Bo%C5%99ivoj_I).  Postanowiłem w taki sposób przeczytać niejako cały poczet królów i książąt czeskich. Aktualnie jestem w momencie objęcia tronu czeskiego przez Bolesława Chrobrego, więc zostało mi jeszcze sporo interesującego materiału do przejrzenia.

Ktoś powie, że w Wikipedii nierzadko roi się od błędów rzeczowych. Zgadzam się z tym. Sęk w tym jednak, że moim zadaniem nie jest w tym wypadku bycie ekspertem w dziedzinie historii Czech, ale opanowanie języka czeskiego. A jak już wcześniej wspomniałem – nic nie jest lepszym nauczycielem niż ciekawy materiał. Naturalnie nie każdy musi czytać o historii – jeśli interesuje Cię coś innego to czytaj właśnie o tym. Jeśli uczysz się języka, w którym Wikipedia zawiera około 100.000 haseł, to zapewniam Cię, że będzie w niej coś ciekawego. TU znajdziesz kompletny spis wszystki wersji językowych włącznie z liczbą artykułów dla każdej z nich. Najważniejsze jest w każdym razie czytanie czegoś co Cię interesuje. Warto się trzymać tej zasady, żeby nie czytać czegoś w języku obcym, co nie zainteresowałoby człowieka nawet gdyby było napisane po polsku.

A czy czytanie artykułów w czeskiej Wikipedii było trudne? Niezbyt. Owszem zdarzyło się około 30 zdań, których do końca nie udało mi się zrozumieć, ale te kopiowałem i wstukiwałem do ANKI (o czym więcej w artykule ”Jak skutecznie uczyć się słówek?”). Po 3 dniach mniej więcej połowa z nich była już dla mnie zrozumiała i dokonałem tego bez pomocy słownika czesko-polskiego (którego nota bene nie posiadam) – po prostu poszczególne wyrazy, których nie rozumiałem, czasem pojawiały się w następnych artykułach i zaczynałem je rozumieć z kontekstu. Aktualnie jest już niemożliwe, żebym zapomniał ich znaczenia. Jaki jest z tego wniosek? Czytaj coś co Cię interesuje w obcym języku tak często jak to tylko możliwe.

Posty na temat mojego miesięcznego projektu nauki języka czeskiego:
Czeski w jeden miesiąc?
Język czeski - pierwsze wrażenia
Język czeski - odsłona druga
Jak mi pomogła czeska Wikipedia
5 rzeczy jakich nauczyła mnie nauka czeskiego

piątek, 6 sierpnia 2010

Gry komputerowe i nauka języków obcych

Ach... Zawsze w końcu nadchodzi taki dzień – dzień, w którym masz dość nauki języków obcych i chciałbyś to wszystko rzucić, albo przynajmniej zrobić sobie małą przerwę. „W końcu będzie ona trwała tylko kilkanaście godzin i w efekcie nie wpłynie znacząco na jakość nauki” – takie myśli mnie nachodziły przez ostatnie dwa dni. Codzienną powtórkę materiału z podręczników przekładałem na później (fachowo się to zwie prokrastynacją), wymyślając coraz to nowsze wymówki. Zaczęło się od wizyty u mojego kolegi, który pokazał mi sequel Starcrafta – gry, którą mimo upływu czasu (stworzona w 1998 roku) nadal uważam za największe arcydzieło jakie kiedykolwiek stworzono. Po rozegraniu jakichś 5 szybkich partii z komputerem nie mogłem już myśleć o niczym innym. Starcraft II jest genialny – wszystko co wymagało ulepszenia (niewiele) poprawili, a to co było idealne pozostawili na swoim miejscu. Nie jest to jednak strona o grach komputerowych, więc wszelki dalszy opis sobie daruję. Rzecz w tym, że z myślą o grze zasnąłem i się obudziłem następnego dnia.

Co robi w tym wypadku osoba poważnie biorąca się za naukę języka obcego? Cóż, jedni powiedzieliby zapewne, że powinienem się zmusić i się uczyć. Drudzy zaproponowaliby mi dzień przerwy w nauce języków, w końcu i tak wiele czasu temu poświęcam. Ja tymczasem postanowiłem połączyć jedno z drugim i zacząłem szperać w internecie odwiedzając angielskojęzyczne strony o tej grze. Przypominałem sobie fabułę Starcrafta, czytałem porady taktyczne, jednym słowem robiłem wszystko to co sprawiało mi w danym momencie radość. Generalnie rzecz biorąc byłaby to ogromna strata czasu, gdyby właśnie nie fakt, że robiłem to w języku obcym. Idealnym materiałem do czytania jest bowiem taki tekst, który Cię interesuje, który nawet jeśli jest trochę niezrozumiały to absolutnie nie zniechęca, bo nadal czujesz, że dowiesz się czegoś ciekawego. Nieważne na jaki jest temat. Jeśli ciekawią Cię gry komputerowe – czytaj o nich, gdy twoją pasją jest sztuka kulinarna – spróbuj coś zrobić korzystając z obcojęzycznego przepisu, nawet jeśli twoim jedynym hobby jest śledzenie gwiazd showbiznesu możesz spędzić cały dzień na czytaniu o tym – jeśli zrobisz to w języku, którego się uczysz nikt nie będzie mógł powiedzieć, że marnotrawisz czas.

Dzięki temu można też spojrzeć na język z innej strony – zaprzyjaźnić się z nim. Potraktować go jako narzędzie do zdobywania pewnej wiedzy, a nie zbiór reguł gramatycznych, które wbijają człowiekowi do głowy na zajęciach szkolnych. Język obcy staje się wtedy twoim przewodnikiem po świecie, jakim się interesujesz – stanowi dla Ciebie jakąś realną wartość i jest Ci potrzebny – wszelkiego rodzaju zwroty łatwiej jest wtedy zapamiętać. Wiele mogę na ten temat powiedzieć z własnego doświadczenia – Starcraft w dużej mierze nauczył mnie angielskiego. Bardzo interesowała mnie fabuła samej gry, do tego stopnia, że postanowiłem w zeszycie spisać wszystkie dialogi pomiędzy głównymi bohaterami. Tekstu wyszło dość dużo, zapełniłem cały zeszyt 60-kartkowy. Czytałem to każdego dnia, czasem z pomocą słownika, czasem bez. Nie wiem czy kiedykolwiek się zdarzyło, abym w tak krótkiej chwili doznał kompletnego olśnienia. W efekcie z osoby, która z angielskim nie miała wcześniej nic wspólnego przemieniłem się w kogoś dla kogo rozumienie tego języka nie jest niczym trudnym.

Absolutnie nie doradzam teraz, aby każdy wziął się za grę w Starcrafta – nie wszystkich to wciąga. Ważne, by wyciągnąć z tego artykułu wnioski i zacząć to stosować w praktyce. Zajmij się więc własnym hobby w języku, którego się uczysz - zrób coś podobnego do tego, co zrobił Khazumoto, tylko że w mniejszym wymiarze.

I teraz najważniejsza rada, dla wszystkich tych, którzy grają nałogowo w gry komputerowe: nie kupujcie polskich wersji językowych. Jeśli gra was bardzo interesuje, to w końcu zrozumiecie ją nawet po albańsku – jeśli nie, to nawet nie warto w nią grać.

środa, 4 sierpnia 2010

Świat Języków Obcych - lipiec 2010

Pomysł na napisanie poniższego posta nie jest wcale oryginalny – ściągnąłem to od autora bloga Rentier. Myślę jednak, że warto podsumować pierwsze kilkanaście dni działania tej strony traktując to jako swoisty bodziec do dalszej pracy nad jej polepszaniem, a jednocześnie coś w rodzaju spisu treści, dla tych, którzy wejdą tu po raz pierwszy.

Bloga zacząłem pisać 11 lipca 2010 roku – na początku, przyznam szczerze, był problem z motywacją. Statystyki bloga na stronie Google Analytics (polecam każdemu kto prowadzi swoją stronę internetową) nie wypadały zachęcająco, stąd też bywały nawet 3-dniowe przerwy w publikowaniu postów. Od kiedy jednak zaczęły się pojawiać pierwsze komentarze, a wykres unikalnych odwiedzin wzrastał z każdym nowym postem, wzrastała również motywacja do dalszego pisania na temat języków obcych. W zeszłym tygodniu udało mi się opublikować 4 wiadomości i mniej więcej taką liczbę publikacji będę się starał utrzymać teraz cały czas.

Najchętniej czytanymi postami, przynajmniej wg Google, były „Jak efektywnie uczyć się słówek?” oraz seria artykułów, w których omawiałem wrażenia związane z moją nauką języka czeskiego („Czeski w jeden miesiąc?”, „Język czeski – pierwsze wrażenia”, „Język czeski – odsłona druga”). Zgodnie z tymi danymi spróbuję się skupić w bieżącym miesiącu na tych właśnie rzeczach i już niedługo opiszę moje kolejne doświadczenia z językiem czeskim, sposoby nauki, z których korzystam oraz konkretne porady opierając się na swoim doświadczeniu, jak i na dorobku ludzi, których uważam za autorytety w tej dziedzinie.

Myślę, że przydatne okazały się linki do angielskich gazet, jakie zamieściłem w jednym z postów. W przyszłości podam adresy do stron informacyjnych w innych językach i będę tą bazę cały czas poszerzał o nowe źródła. Jeśli natomiast nie czytaliście jeszcze o blogu językowym „All Japanese All The Time” i metodzie jaką stosuje jego autor ucząc się japońskiego, to koniecznie tam zajrzyjcie, bo uważam, że jest to chyba najbardziej wartościowy wpis na blogu. Przynajmniej do tej pory.

Cieszy mnie również fakt, że niektórzy z was zainteresowali się językiem kaszubskim („Język kaszubski – jedyny język regionalny w Polsce”) – ta rzadka i mało znana mowa zasługuje na szerszą uwagę. Ja w każdym razie mam nadzieję, że jej popularność będzie wzrastać i jeśli coś nowego się w tej kwestii pojawi to na pewno na stronie dam znać.

Sam pisząc tego bloga nauczyłem się też paru nowych rzeczy dotyczących zarówno języków obcych, jak i działania internetu, dlatego chciałbym nakłonić każdego z was kto ma jakieś konkretne zainteresowania, by założył swoją stronę. Jest to prostsze niż myślicie. A naprawdę warto.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Słownik polsko-kaszubski jest dostępny


Wrócę dziś jeszcze na chwilę do języka kaszubskiego, bo znalazłem bardzo ciekawe strony na ten temat. Przede wszystkim na stronie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié) można znaleźć do ściągnięcia za darmo słownik polsko-kaszubski Jana Trepczyka. Dzieło to jest jak najbardziej solidne – posiada ponad 1000 stron i 60 000 haseł. Na innej stronie co prawda doradzają, że bënë słowarza kaszëbsczi pisënk nie je dzysdniowi (wewnątrz słownika nie znajduje się dzisiejsza kaszubska pisownia – tłum. własne). Faktycznie brakuje w nim rozróżnienia liter „o/ò” oraz „u/ù”. We wstępie jednak dokładnie wyjaśniono, kiedy zachodzą zmiany w wymawianiu określonych samogłosek, co niewątpliwie pomaga nanosić ewentualne poprawki do wyrazów.

Oprócz tego podaję linka do strony internetowej, na której znajdują się dzieła literatury kaszubskiej i obcej – http://www.czetnica.org/ - oczywiście w regionalnym języku Pomorza.
Na koniec zostawiłem kwestię muzyczną. Interesujący jest fakt, że istnieją przynajmniej 2 nieoficjalne hymny kaszubskie. Pierwszy z nich, „Marsz Kaszubski”, ma tekst wybitnie propolski, w którym podkreślane są związki Kaszubów z Rzeczpospolitą i z Bogiem. Słabo natomiast jest w nim widoczna jakaś odrębność kulturowo-etniczna. Drugi natomiast, ”Zemia rodnô”, autorstwa Jana Trepczyka (tego samego, co jest autorem powyższego słownika) nie wspomina natomiast o Polsce, lecz o „pięknym kaszubskim kraju” i odwołuje się chociażby do pomorskich książąt Sambora i Świętopełka, przez co wydaje mi się bardziej odpowiedni. Tak czy inaczej sami Kaszubi są w tej kwestii podzieleni. Ja w każdym razie podaję pieśń "Zemia rodnô" oraz zamieszczam poniżej jej tekst, żeby łatwiej zrozumieć :)




Zemia rodnô, pëszny kaszëbsczi kraju,


Òd Gdunska tu, jaż do Roztoczi bróm!


Të jes snôżô jak kwiat rozkwitłi w maju.


Ce, tatczëznã jô lubòtną tu móm.






Sambòrów miecz i Swiãtopôłka biôtczi


W spòsobie ce dlô nas ùchòwałë


Twòje jô w przódk bëlné pòcëskóm kwiôtczi.


Òdrodë cél Kaszëbóm znôwù brënie.






Tu jô dali mdã starżã zemi trzimôł


Skądka zôczątk rodnô naj rózga mô.


Tu mdã dali domòcëznë sã jimôł.


Jaż zajasni i nama brzôd swój dô.